Wczoraj blog się zepsuł i nie mogłam zamieścić życzeń, chociaż w sumie nie były to życzenia, tylko długa i wyczerpująca informacja na temat tego, co myślę o smutnych ziutkach z petardami oraz innych, napierdzielających przez godzinę fajerwerkami. Nie rozumiem ludzi produkujących hałas dla rozrywki – kulturalnemu człowiekowi wystarczy pyknięcie korka od szampana. Podsumowując:
KTO STRZELA W SYLWESTRA, TEN SMUTNY FRĘDZEL.
(Szczypawka się nie boi, ten mały zadzior się niczego nie boi, ale nie lubimy i już).
Nieco mnie również ożywił ten sylwestrowy makijaż, co jedna pani pokazała w telewizji i teraz krąży w internetach, coś a la Małgorzata Ostrowska w „Podróżach Pana Kleksa” – bardzo piękny i pasujący do minionego roku.
U nas impreza bardzo się udała, zwłaszcza że zrobiłam pyszny kisz, a N. stłukł po 22.00 butelkę wina i poszło PO CAŁEJ PODŁODZE na dole, więc najgorętsze momenty sylwestrowego szaleństwa spędziliśmy zbierając zielone szklane drzazgi w papierowe ręczniki. O północy dwanaście winogronek i spać. Uff, jakoś poszło.
Aha, jeszcze w temacie przedsylwestrowych niusów: Czytałam jakoś niedawno fascynujący artykuł o ciałach leżących na Mount Everest; dość przerażające, ale niektóre są już używane jako drogowskazy albo pikietaż trasy, zwłaszcza jeden w zielonych butach (zainteresowanym polecam hasło „Green Boots”). Tak mi się to luźno skojarzyło z doniesieniami o dzielnych turystach stawiających czoła przeciwnościom losu, co nie mogli przedwczoraj wrócić znad Morskiego Oka (asfaltową drogą, szerszą niż ta przed moim domem), gdyż proszę sobie wyobrazić, o 16.30 w grudniu w Tatrach ZAPADŁ ZMROK! (Nie wiem, dlaczego nagle ludzkość postanowiła zgłupieć na potęgę). Pewnie by im się nic nie stało, gdyby tam zostali przez noc, ale gdyby… Mogłyby się w przewodnikach pojawić nowe znaki nawigacyjne: „Minąć zamarzniętego debila w klapkach i w lewo”.
I tym optymistycznym akcentem rozpocząwszy nowy rok kalendarzowy, idę sobie usmażyć jajko.
Wszystkiego najlepszego w nowym roku! A to, co stare i dobre, niech się nie psuje.
Najlepszego w Nowym!!! Ja też nie przepadam za wybuchami, ale trawię w Sylwestra takowe. Natomiast po Sylwku to mnie już zdrzaźnia…
Wszystkiego Najlepszego! Spełnienia wszystkich Marzeń (nawet tych nie legalnych 😉 )
Ja bym się tak nie zapędzała. Jej nielegalne marzenia mogą być związane z siekierą i głowami co niektórych głupich ludzi…. Może lepiej nie kusić losu.
😉
Ludzie głupieją hurtowo, a mądrzeją detalicznie, to już Szymborska zauważyła…
Pięknie powiedziane 🙂
Lepszego Nowego 2017. Chociaż nic na to nie wskazuje :I
Szczęśliwego Nowego Roku !
Jaki wyjatkowo 🙂 piękny wpis 🙂
opinia o fajerwerkach- w punkt. zwłaszcza, że za przeproszeniem, debile strzelają tydzień przed i po Sylwestrze. nie ogarniam, czemu..?
z resztą się zgadzam 🙂 i jak zwykle, uchachałam sie maksymalnie. Pozdrawiamy :-))
Fafol też się nie boi fajerwerków, wręcz domaga się wypuszczenia na dwór, żeby sobie mógł spokojnie poszczekać 😉
O co chodzi z tymi winogronami/rodzynkami o północy? Skąd ten zwyczaj?
zwyczaj z hiszpanie, my tez jemy, z kazdym uderzeniem zegara jeden, co roku kupuje coraz mniejsze winogrona, a i tak z ostatnim uderzeniem zostaje z pelna geba i musze najpierw oprzezuc;)
Oni to polykaja i ja tego kompletnie nie kumam, nie odwazylabym sie za chiny, w sylwestra chyba sie za dlugo czeka na karetke, zeby przyjechla na reanimacje;)
z Hiszpanii:)
A co do petard mam to samo zdanie, nasze koty do ktoregos momentu ignoruja, ale po polnocy tez juz paczaly na nas zirytowane: prosze wylaczyc ten halas;)
Ewa Farna zamieściła swą fotkę w tym makijażu na swoim facebooku, polecam jej komentarz.Genialny. Z przesłaniem.Cóż, gdy połowa interanutów nie czyta do końca i ze zrozumieniem. A z ich poczuciem humoru kiepsko.Tatrzański PN proponuje umieszczać przy szlaku ostrzeżenie o możliwości zapadania zmierzchu 🙂
Dwa lata temu jeździłam na nartach z Kasprowego, no owszem, na dole byla juz trochę wiosna, bo to kwiecień był, ale naprawdę lekko zdebialam, jak się wpakowalismy z tym całym sprzętem do wagonika a tam pani w kusym sweterku I takich pantofelkach bez pięty. I ona naprawdę z tego wagonika wysiadla na górze I próbowała się przejść po tym śniegu. W sumie szpilki byłyby chyba praktyczniejsze, bo klapeczki miały kiepską przyczepność. Także to nie sa legendy
W tym roku też uwielbiam Twoje pisanie 🙂 Smacznego jajka 🙂