O TYM, CO LEŻAŁO NA PODŁODZE W KUCHNI


No to sobie posiedziałam w domu, bardzo miło i ciepło*,
kaszlę, smarczę, oglądam powtórnie „Ostry dyżur” od pierwszego sezonu, zapijam
całość herbatą z miodem i dziergam bieżnik z pawiem. Tak mogę chorować do
wiosny, dorzuciłabym do zestawu parę książek o dżumie w średniowieczu i proszę mnie
zacząć szukać pod koniec kwietnia.

Z „Ostrego dyżuru” można się wiele nauczyć, na przykład
chyba sobie kupię na wkurwy różnego autoramentu taką srebrną tybetańską miskę,
jak dostała Susan, i będę się zamykała w łazience i na niej grała. Z
tybetańskich sposobów na wyciszenie tylko granie na misce jest mi dostępne, bo
przecież na głowie nie stanę ani nogi na szyje nie założę. Przynajmniej
własnej. Ale granie na misce – czemu nie.

Doszłam ostatnio do jakiegoś szalenie interesującego
wniosku, ale już zapomniałam, do jakiego. A to z podłogi w kuchni okazało się
być kawałkiem cebuli.


* – a ciepło, bo piec się wściekł i grzeje jak w ósmym kręgu piekielnym, budzę się z gardłem wysuszonym na rzemień, podłoga w łazience parzy, normalnie chyba ma początki klimakterium i uderzenie gorąca.


18 Replies to “O TYM, CO LEŻAŁO NA PODŁODZE W KUCHNI”

  1. Kiedyś zdarzyło mi się mieć taką sesję z misami tybetańskimi. Czy mnie uleczyło, nie mam zielonego pojęcia, ale było to jedno z najprzyjemniejszych relaksacyjnych doznać. Dźwięk, wibracje, spokój. Strasznie przyjemne. Tylko oprócz samych mis trzeba mieć kogoś od grania na misach 🙂
    PL.

  2. na “każda chusteczka to papier ścierny..” polecam maść majerankową… ulgaaaaaaa…

    pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia 😉

  3. na “każda chusteczka to papier ścierny..” polecam maść majerankową… ulgaaaaaaa…

    pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia 😉

  4. Ha! Założenie na szyję cudzej nogi luzem zrobiłoby mi DOBRZE. Pod warunkiem jednak, że noga byłaby świeża i własnoręcznie przeze mnie wyrwana ze ściśle okrślonej dupy.

Skomentuj Żona niczyja Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*