Chciałam tylko powiedzieć, że Christina Yang jako aktorka porno, która przemawia na pogrzebie swojej koleżanki po fachu, w różowej peruce – sam miód („Sześć stóp pod ziemią”, sezon pierwszy).
Wczoraj na stole na tarasie usiadł nam największy pasikonik, jakiego w życiu widziałam. Był zielony i wielkości psa*. Skoczył N. prosto w twarz, więc chyba to była samica.
Przeczytałam natomiast wczoraj dwa amerykańskie kryminały i mam taka refleksję (i nic na to nie poradzę, nawet jak się napiję absyntu): w amerykańskich kryminałach bohaterami są albo superinteligentni agenci FBI, którzy musza się użerać z wsiowymi policjantami, którzy wtrącają im się do roboty i wszystko psują, albo mili, lokalni, zaangażowani policjanci, którzy muszą się użerać z bucami z FBI, którzy im się wtrącają do roboty i wszystko psują.
I zawsze niedostępna agentka z FBI poczuje jak jej szybciej bije serce do miejscowego policjanta, który tak naprawdę nie jest wsiowym kretynem, tylko ma potencjał i takie szerokie męskie ramiona, ewentualnie miejscowa policjantka zakocha się w przystojnym agencie FBI, który tak naprawdę nie jest aż takim bucem, jakim się wydaje na pierwszy rzut oka. No i ma takie szerokie męskie ramiona.
Pytaniem otwartym pozostaje, dlaczego ciągle je czytam.
Chyba dlatego, że kobiety są zagadkowe.
* Nie piłam absyntu – ani wczoraj, ani nigdy. A chyba powinnam spróbować!…