RZEKŁ LEW ROZŻALONY I POŻARŁ DOKTORA

 

Ewka mówi, że mi wmawiacie ciąże, albowiem stałyśmy się osobami PUBLICZNYMI. JUŻ? Tak z marszu?… Po jednej kaczce???????…

 

Jestem dziś nie do życia. Przez pogodę, bo wisi w powietrzu jakies takie chujwico i same mi się oczy zamykają.

 

N. sprząta (więc ja się staram nie rzucać w oczy). Wszyscy sprzątają przed zimą. W drogerii wcisnęli nam lampki na choinkę. HALO?… Dopiero był Sylwester i jechaliśmy bryczką przez las! A tu znowu trzeba robić listę prezentów gwiazdkowych?… Wszechświat się kurczy, zdecydowanie.

 

Na tapecie nadal lotofagi, papukoty i tumitaki.

 

Wielki kryzys ekonomiczny. Od rana jadać krupika.

 

PODZIEKOWANIA DLA WSPOLMATEK SUKCESU

 

Dziewczyny, dzięki.

Naprawdę, bez Was by nie było tych kaczek. Chyba o tym wiecie najlepiej 🙂

 

(Chłopakom też, o ile znajdzie się taki odważny, że się przyzna, ze głosował na Lejdis).

 

Ponieważ chwilowo padam na pysk (tak, OCZYWIŚCIE szalone tańce na barze i alkohol do rana strumieniami, prawda, dziewczyny? NO BO PRZECIEZ TO NIEMOŻLIWE, ze ledwo dosiedziałyśmy do północy nad jednym drinkiem i padłyśmy jak kawki, prawda?…), to jeszcze tylko taki news.

 

Że Teatr Stary przyjedzie do Teatru Nowego, i w dniach 19-21 listopada, w Teatrze Nowym można oglądać spektakl Text blogi.pl

 

Wśród nich – „Niebieską sukienkę”.

 

Warto się wybrać choćby po to, żeby zobaczyć prawdziwych aktorów i to, co potrafią zrobić z tekstem.

 

Zachęcam.

 

A teraz idę pozwisać z biurka. Adje.

 

SWIAT NALEŻY DO MNIE

 

Mój mąż mnie jednak zna.

Na stres, co mną ciska pod sufit, zakupił mi Boscha.

Nie Hieronymusa co prawda, tylko malutką wkrętareczkę full wypas, taką do damskiej rączki.

 

Damska rączka wzięła wkrętareczkę, młotek i skręciła dwanaście szuflad oraz przykręciła koszyki w szafie. Naprawdę mnie to zrelaksowało (po ósmej szufladzie byłam już jak taśma Forda), ale plątał się po mnie jakiś taki niedokończony wątek, niedopowiedziana puenta…

 

No więc obcięłam sobie kciuk. Nożem.

 

Oj nie cały! Czubek. („Bo kto kroi pomidora na talerzyku, kochanie. Naostrzyłem wczoraj noże, bo mówiłaś, że tępe” – no, było się nie odzywać. A narzekałam, to mam. A raczej nie mam – czubka kciuka).

 

I teraz cała jestem w nerwach, bo trzeba zmienić plaster, a ja nie mogę patrzeć na to tam w środku, ale nikomu nie dam się dotknąć, bo bym zemdlała.

 

Poza tym po raz kolejny potwierdziło się, że oglądanie telewizji prowadzi do dezintegracji osobowości. Mojej. Bo tak, ja z tym kciukiem, krew się leje, a tam na ekranie właśnie foczka urodziła młode i gromada ptaszysk wpierdziela jej super pożywne łożysko. Najazd kamery. Myślałam, że nie będzie ze mnie co zbierać z podłogi za chwilę.

 

Albo dziś. Rzuciłam okiem znad serwetki (bo właśnie czytałam książkę, piłam herbatę i robiłam serwetkę szydełkiem, więc miałam jeszcze kilka wolnych mocy przerobowych), a tam cesarzowa Sissi tłumaczy jakiemuś zarośniętemu jegomościowi, że pierwszy raz z Franciszkiem jej nie usatysfakcjonował. NO MOI PAŃSTWO!… Takie słowa z ust cesarzowej?… Austrowęgier?…

 

(A te stworzonka to oczywiście były Lible, przybyły z Marsa, z przyszłości, i bardzo chciały podbić świat, ale nie mogły zbudować dezintegratorów, gdyż nie miały palców. I piły mleko ze spodka. Gallegher powiedział im, że cała ludzkość przeszła na stronę Libli i dał im po ciastku na drogę, a one wróciły do siebie).

SIE WLECZE

 

Inwentaryzacja dóbr trwa.

Przeprowadzka jest anizotropowa. Jak zapadnie decyzja, to nie ma, że boli. Człowiek maszeruje i ginie (głównie – ginie w powodzi potwornej liczby rzeczy niepotrzebnych, ze zdroworozsądkowego punktu widzenia, a jednak nie jestem w stanie wyrzucić kolekcji jeżowców).

 

Wczoraj dogrzebałam się do rozpadających się „Don Wollheim proponuje” i Heinleina, i Kuttnera, i takiej serii SF wydawanej w cienkich czarnych zeszytach Iskier, na gazetowym papierze. Oczywiście, po ich odnalezieniu, prace przestały posuwać się do przodu. Bardzo dawno nie czytałam „Kota, który przenika ściany”. A Bułyczow? A Strugaccy?…

 

Musze zmienić technikę, bo nie zdążymy do końca świata (zapowiadanego na 2012, tak?).

 

(Słuchajcie, może z tym końcem świata to nie będzie tak strasznie, może ta wróżka np. podsłuchała niechcący rozmowę jakichś bóstw – „Ty, słyszałeś? Polacy zdążą ze stadionem na Euro 2012!” – „Niemożliwe! Koniec świata!” – i nadinterpretowała. Co?)

 

No i tak o.

Głowa mnie boli.

(A, jak powszechnie wiadomo, "jak powiadał świętej pamięci doktór Napierała – na ból głowy nie ma jak amputacja odnośnej częsci ciała).

 

O SNACH, HOROSKOPACH I KWESTIONARIUSZACH

 

Śniło mi się, że…

 

(Moje przyjaciółki mają sny, w których sa kochankami przystojnych młodzieńców albo przychodzi książę i mówi im, że sa najpiękniejsze na świecie. To tak dla porównania).

 

A mi się dziś śniło, że węgiel zdrożał, ale to TAK OKROPNIE ZDROŻAŁ, że się go kupowało na sztuki.

 

Taaaaaaaaaka jestem romantyczna.

 

(W horoskopie mam dziś „Uważaj na to, co jesz” – aż mnie dreszcz przeszedł i spojrzałam na, zdawałoby się, niewinnego puszystego kruasanta zwiniętego w kłębuszek na biurku. Rzuci mi się do gardła z pazurami?…)

 

Z porannych anegdot – formularz wizowy do USA i pytania w stylu „Czy brał(a) Pan(i) udział w ludobójstwie?” oraz „Czy jest Pan(i) członkiem zorganizowanej grupy terrorystycznej?”. Wraz z informacją pod kwestionariuszem, że absolutnie zaznaczenie „tak” nie jest jednoznaczne z odmowa uzyskania wizy (ależ!), rozbawiło mnie to do łez. Rzewnych. Rozumiem, że to sa te osławione procedury bezpieczeństwa?…

 

Koty ukradły słoninę wywieszoną dla sikorek.

Czy brał(a) Pan(i) udział w kotobójstwie?…

 

O FIRANACH

  

Chyba naprawdę musimy się przeprowadzić.

 

I nawet nie chodzi o to, że raczej by wypadało, bo jakby trochę zbudowaliśmy dom.

 

Chodzi mianowicie o bałagan w starym domu.

Który osiągnął stan krytyczny. I albo go rozminujemy poprzez częściową ekspedycję do nowego domu (ubrani w kombinezony próżniowe, naturalnie, i wyposażeni w pojemniki z ciekłym azotem i liczniki Geigera), albo całość imploduje i narodzi się nowy Wszechświat. Taki nieduży, lokalny.

 

Moja matka ściga mnie z katalogami firan.

Matko Boska, firany.

Czy da się tego uniknąć?…

Jeśli chodzi o firany, to nie czuję, że stoję na pewnym gruncie.

 

I owszem, nienawidzimy października, ale listopad tez nie cieszy – teraz każdego dnia można spodziewać się śniegu. SNIEGU!!!!!!!!!!

 

Ałaaaaaaaaaaaaa!…

 

Chyba czas na herbate i małą depresję.