JAK SOSKO Z BASKA PO KIECKE JECHAŁY

Z uwagi na fakt, ze jest mi bardzo smutno (N. sprzedal moją ukochaną niunię jakiejs pani, podobnej do Manueli Gretkowskiej jak była mlodsza i czuje się teraz nieco jak rozdarta sosna, choć wiem, ze to żadne nieszczęście, bo nie siedze na skraju wyschniętej rzeki w Etiopii z muchami na powiekach, tylko we względnie nowoczesnym pomieszczeniu przy biurku), to może napisze o tym, Jak Kupowałam Suknie Slubna.

Było to pewnego pieknego marcowego dnia, kiedy to piździł huragan oraz szalała zadymka sniezna. Suknie znalazła mi tegoż dnia Zebra w jednym salonie, akurat w moim rozmiarze, zaklepała mi ją, wiec umówiłam się, ze po pracy wpadnie po mnie Sosko i pojedziemy po kiecke. Były tam po drodze jeszcze jakies przeszkody formalne, w stylu ta panna nie wiedziała, czy chce kiecke sprzedac, czy nie, ale Sosko pocieszyla mnie „Kochanie, będziesz MIALA te sukienke, albo nie nazywam się Dżili”, no i pojechałyśmy.

I proszę sobie imaginowac teraz po kolei:
Śnieg zaiwania, ze ledwo co widac.
Ja pracuje przy dosc ruchliwej ulicy, w dodatku żeby jechac po kiecke, trzeba się przedostac przez jebitnie oblężone i nonstop zatłoczone rondo.
PODJEŻDŻA EWA. Wsiadam. Jedziemy.

Ewa oczywiście cos tam do mnie nawija, w ogole nie zwracając uwagi na takie banalne detale, jak jakis RUCH ULICZNY czy INNI UŻYTKOWNICY JEZDNI.
Zreszta, na jej miejscu tez bym nie zwracala uwagi, bo:
– jedziemy czerwonym sportowym kabrio
– Ewka jest opalona jak prosto z Tahiti
– ma na sobie LŚNIĄCE FUTRO Z KÓZ DO KOSTEK oraz BIAŁE RĘKAWICZKI
– jedziemy przez to rondo, zero kierunkowskazów, Ewka niecierpliwie macha dłonią w białej rękawiczce i cos mi klaruje, w ogole nie patrzy przez szybe
– dziki tłum na rondzie ROZSTĘPUJE SIĘ PRZED NAMI JAK MORZE CZERWONE

A Sosko JEDZIE. Po prostu. Pozniej skomentowala to „Wjechalam na rondo, bo bylo wolne, potem na pasie obok bylo wolne i tak o”.

Akurat. WOLNE. Uhm.
Jechała jak nóż przez masło, wymuszając pierwszeństwo drgnieniem nadgarstka w bialej rękawiczce i PRZYSIEGAM, ze ci faceci GDYBY MOGLI, TO BY WYSIEDLI I UKLĘKLI przed nią i rzucili jej pod koła PŁASZCZE, żeby nie musiała jechac po zabłoconej jezdni, a za nią zamykal się korytarz z piskiem kół i hukiem zderzających się pojazdów.

Podwiozła mnie do tego salonu, przymierzyłam kiecke, powiedziałyśmy chórem we trzy „ACH!” (ja, Sosko i ekspedientka), pozniej jeszcze było jakies bieganie po pieniądze do bankomatu, żeby ja od razu kupić. Ale naprawde, TO JUŻ SĄ DETALE.

No i w sumie, tak właśnie to wyglądało.
Smiesznie, co? Bo to była pierwsza sukienka, jaka przymierzyłam. Okazala się Tą Jedyną, po prostu. Tak to już jest z prawdziwą miłością.

20 Replies to “JAK SOSKO Z BASKA PO KIECKE JECHAŁY”

  1. Szukałam sukni. Pojechałam az do jakiejś wspaniałej wypozyczalni (dla modelek, no proszę) w Piasecznie, w zadnej nie mieścił mi się biust (dla modelek, sic!). Wywiazała się rozmowa z innymi klientkami potencjalnymi: jedna miała za długie rece (była zima, krótki rekaw raczej odpadał), druga opowiadała, jak przyjaciólka miała podniesiony w ślubnej sukni biust, duzy dekolt, wychodziła z auta i biust jej wypadł na wierzch, fotograf nie omieszkał zrobic fotke, a potem fotke (bez pozwolenia) umiescił na jednej ze swoich wystaw, panna młoda trafiona szlagiem chowała piersi do sukienki itd. O takie zakupy!!!! Taaakie rozmowy! Na moim slubie przyjaciółka taka tam powiedziała, że utyłam do slubu z 20 kilo i mam pare fałd tłuszczu, a to moje zgniecione piersi :-(((( ha ha ha

  2. Pierwsza, a dlaczego w sumie jej nie NOSISZ? Przeciez ja MASZ! Nie rozumiem!
    Ja po slubie zamierzam w niej CHODZIC, w tej sukience. Bede ja brala na wakacje, do Rekowa – na spacery nad jeziorem. W pracy juz uprzedzilam, ze bede co jakis czas w niej przychodzila. W domu ja zamierzam nosic i w ogole.

    To jest bardzo porządna i ladnie uszyta, praktyczna suknia, o klasycznym kroju – nigdy nie wyjdzie z mody – i w ogole uwazam ja za INWESTYCJE. Nigdy nie kupilam sobie nic rownie pieknego i PRAKTYCZNEGO do ubrania. Starczy na lata.

  3. pfffffff
    no bozę no. przeciez tez tak milam. mowie ci ona ta sukienka tak. ma. przymierzasz i w niej wychodzisz.
    wogle wez.
    wogle nie ma gadania.

    ona jest taka jakby osobowoscia dominujaca.

    nie dopuszcza konkurencji.

    mowie ci bedziesz sie w niej czula za-je-bi-sc-ie.

    jezu jak ci zazdroszcze ze ja ubierzesz.

  4. No. Wypatrzylam i spojrzalam zlym, a pozniej dobrym okiem (wiecie zly i dobry gliniarz, w jednym) i klopoty z kieca rozwiazaly sie do przyjazdu Baski z Sosko. Chcialam paniom zaoszczedzic odgruzowywania salonu po ZLEJ EWIE 🙂

Skomentuj Babibu Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*