Nie jestem odporna na ludzka glupote i niechlujstwo. Caly dzien przesiedzialam nad beznadziejnie skopana dokumentacja. Najpierw mialam pomysl, żeby towarzystwo odpowiedzialne za ten radosny bajzel podusic, zafoliowac prozniowo i wywiesic w widocznym miejscu ku przestrodze. Pozniej, kiedy brnelam przez coraz bardziej sknocone dokumenty, a glowa puchla i rozdwajala się, przeszla mi ochota nawet na prucie flakow. Wyszlam stamtad z wrazeniem, ze jestem zakurzona.
Na pocieszenie zezarlam tabliczke Cadburry’s (pomaranczowa) – ale nadal mam ochote na jakis niemoralny luksus – polaczenie dobrego filmu na DVD z butelka wina, grzankami z pasztetem z kaczki i czekoladkami Lindt, na przykład. Albo ufarbowanie wlosow na turkusowo.
Mam nadzieje, ze do jutra odzyje – zjem wlasny kalkulator, a nie daruje gnojkom.
Mój kaszel brzmi jak uwieziony w piwnicy albatros, którego zawodzenie jest przewodzone przez rury kanalizacyjne. Nic mnie to nie obchodzi – do wyjazdu MAM BYĆ ZDROWA i bez dyskusji!
Chcialabym wrzucic do jakiejs skarbonki z czasem te kilka dni, które zostaly mi do wyjazdu, a pozniej je sobie odebrac w dogodnym terminie…
Co do czasu, zaproponowałem kiedyś odkupywanie wolnego czasu (w osobodniach) od więźniów…
a moze tak… piora na violet?
albo eXtrasupernamaksa czern! co sie swieci jak psie jajca?
albo… ryzy-rudy?
pasowalby, bo rude to wredne, nie?
Boba Fett! Nie desperaduj!
polecam kefir i paluszki. Moralne, siermiężne, gustowne:)))